Hej
Zwierz wie, że część z was czeka na dzisiejsza część przewodnika po Warszawie w nadziei że zwierz ujawni przed wami niesamowite tajemnice geekowskiej Warszawy. Tu zwierz musi was jednak rozczarować – między innym dlatego zwierz tak dobrze wie co gdzie geekowskiego kupić w Londynie, że nie za bardzo wie gdzie większość z tych rzeczy mógłby dostać w Warszawie. Choć nie oznacza to, że nie skieruje was w kilka miejsc gdzie możecie znaleźć strawę duchową. Przede wszystkim jednak skoncentrujemy się dziś na strawie jak najbardziej realnej czyli zwierz polecać będzie knajpy. Jak wiadomo z knajpami we własnym mieście zawsze jest krucho bo człowiek po prostu jada u siebie w domu i nie lampartuje się po mieście – no chyba, że chce zjeść śniadanie. Dlatego też ten spis na pewno zawiera ułamek ułamka warszawskich knajp wartych odwiedzenia, zwłaszcza że dodatkowo jest tu jeszcze element kieszeni i doświadczenia zwierza, którego częściej na knajpę nie stać niż stać. Tak więc dzisiejszy wpis należy traktować jako poradnik ZWIERZA (z małymi ukłonami w kierunku miejsc o których zwierz tyle słyszał, ze prawie jakby tam był). To ważne, bo zwierz naprawdę nie jest w najmniejszym stopniu powołany do tego by robić jakąkolwiek restauracyjną mapę Warszawy. A i kolejność knajp na liście zupełnie przypadkowa.
Ukochany napis zwierza w kawiarni Fawory. Prawda jest taka, że każdy powinien mieć Żoliborz albo przynajmniej dostęp do morza
GŁÓD Jadła:
Terefere – małe bistro na ulicy Słowackiego to wielka miłość zwierza. Nie ma w karcie nic wymyślnego – śniadania, omlety, tosty, kilka zup, sałatki, naleśniki. Niewielkie dwa pomieszczenia, proste stoliki, kelnerki bez obowiązkowego mundurka i ładne warszawskie obrazki na ścianie. Co czyni Terefere wyjątkowym? Po pierwsze jedzenie – zawsze bardzo smaczne – zwłaszcza ich śniadania są duże i pyszne zaś nawet z prostych tostów potrafią zrobić cudo kiedy okaże się, że tost ma w sobie ser pleśniowy, suszone pomidory i orzechy. Ale nie tylko o to chodzi – Terefere to typowa knajpka osiedlowa – przychodzą tu młodzi ludzie, starsi państwo, matki z dziećmi, ludzie w grupach i zupełnie pojedynczo tylko coś zjeść i pobiec dalej. Zwierz który nie przepada za chodzeniem samemu do knajpy nigdy nie czuje się tu źle ani nie na miejscu. Innymi słowy to taka idealna knajpa by wpaść zjeść lunch i pobiec dalej zwiedzać świat. No i ma jeszcze jeden plus – nie jest droga.
Tel-Awiw – zwierz słyszał od swoich znajomych z innych miast że znalezienie wegańskiej knajpy bywa prawdziwym wyzwaniem. W Warszawie jest ich kilka ale zwierz najbardziej poleca wegański (i przy okazji bezglutenowy i o ile się zwierz nie myli jeszcze koszerny) Tel Awiw. Mieszcząca się na Poznańskiej knajpa każdego przekona do jedzenia wegańskiego bo serwowane tam żarcie jest po prostu pyszne – między humusem a pastą z bakłażana czy fasoli zapomnicie że mieliście kiedykolwiek ochotę na mięsko. Do tego podają tam świetny Cydr i znakomite bezglutenowe ciasta – jedyny minus knajpy to ceny. Jedzenie jest dobre ale żeby naprawdę się najeść trzeba trochę wydać. Zresztą na Poznańskiej przy której mieści się Tel Awiw znajdziecie mnóstwo znanych Warszawskich knajp min. Bejrut i ta knajpę która aktualnie się do niego przytula. Wieczorem to takie bardzo europejskie miejsce Warszawy gdzie jest tłoczno gwarno, wszyscy stoją na ulicy piją, palą, jedzą, gadają a taksówkarze są nadzwyczaj uprzejmi dla kasiastych młodych ludzi z pragnących pod wieczór dojechać do domu po udanym wieczorze ze znajomymi.
Pączki na Chmielnej – zapach pączków na chmielnej złapie was wcześniej niż zorientujecie się że to koniec waszej diety. Przez niektórych nazywana najlepszą piekarnią Warszawy przez innych przekleństwem szatana, przez zwierza – ciemnym miejscem do którego nie podchodzimy – niewielkie okno na Chmielnej oferuje przechodniom pączki o smaku, który powinien być zabroniony bo każe wracać po następne. Ponoć są tacy którzy wobec pączków z Chmielnej przechodzą obojętnie ale sami wiecie, są tacy którzy żyją tylko o chlebie i wodzie. Zwierz do nich nie należy i jeśli gonicie za prawdziwie warszawskim przeżyciem kulinarnym to koniecznie dajcie się skusić.
Wyglądają może niepozornie ale są przyczyną zakończenia diety przez nie jednego warszawiaka
Frytki na Francuskiej – teraz kiedy cały kraj opanowuje moda na belgijskie frytki niewielkie okienko sprzedającej frytki z sosem przy ulicy Francuskiej może się wydawać banalne – ale nic z tych rzeczy – to są TE frytki – jako dziecko zwierz marzył by rodzice w drodze do dziadków skręcili właśnie we Francuską i kupili my rożek z frytkami polanymi najlepszym na świecie sosem. Zresztą rodzice często to robili bo takich frytek zwierz nigdzie nie jadł. Jeśli jesteście na diecie odłóżcie ją na chwilę na bok bo nie zjeść frytek z francuskiej to pozbawić się takiego przeżycia kulinarnego które jednocześnie mile łechcząc podniebienie przenosi konsumenta w świat wspomnień i lat dziecinnych. A jak wszyscy wiemy rzecz to bezcenna taka podróż.
Sokotra – to chyba jedyna knajpa w Warszawie do której zwierz trafił po przeczytaniu recenzji kulinarnej w Gazecie. Od samego czytania zrobił się głodny i po prostu musiał spróbować co takiego dobrego podają na Wilczej. Jak się okazało gazeta nie kłamała i w ciągu następnych tygodni zwierz szukał każdej wymówki by się tam stołować. Jedzenie mają fenomenalnie dobre, nie tylko jemeńskie ale także indyjskie. Zmieniają menu więc zwierz nie powie wam co jest teraz najlepszego ale całym sercem poleca wybrać się tam i zjeść a czego nie zjecie wziąć na wynos – aż żal takie pyszne jedzonko zmarnować. Ceny są jak na Warszawę średnie co oznacza, że pewnie w standardach reszty polski jest raczej drogo.
Cafe Baobab – niepozorna retauracjo/kawiarnia na francuskiej ma naprawdę malutką kartę dań. Ale jakie to są dania – wszystkie przyrządzane wedle przepisów kuchni senegalskiej (restauracja stanowi zresztą centrum kultury dla mieszkańców warszawy przybyłych do nas z tego kraju). Zwierz jadł tam i zupy i pierożki i klopsiki i kanapki i za każdym razem był pod wrażeniem niesamowitego smaku. Jak zwierz podejrzewa, w Warszawie bliżej do Senegalu już się nie da. Do tego jedzenie nie jest drogie (zwłaszcza jak na Francuską) a latem można sobie posiedzieć przy wystawionych przed restauracją stolikach. Zwierz odkrył restaurację przypadkowo i teraz jest to chyba jego ulubione miejsce na Francuskiej.
W Baobabie jest trochę hipstersko, trochę staroświecko ale przede wszystkim pysznie
Mąka i Woda – znajdująca się w samym centrum knajpa serwująca włoskie dania teoretycznie nie powinna się niczym wyróżniać ale… wyróżnia ją przede wszystkim to, że między 15 a 16 jest zamknięta – ma godzinną przerwę – właściciele powołują się na włoską tradycję ale wielu klientów po prostu odbija się od drzwi. Jeśli macie szczęście i przyjdziecie o odpowiedniej godzinie czeka na was naprawdę znakomite włoskie żarcie w tym fenomenalna pizza. Zwierz poleca choć nie jest tam bardzo tanio. A i mają genialne sztućce.
Burgerownia – od czasu kiedy w Warszawie zapanowała moda na Burgery serwuje je więcej knajp niż można zliczyć – zwierz jadł w kilku (Burger Barn który znajduje się w samym centrum jest tak oblegany, że w nim zwierz nigdy nie zjadł) ale najbardziej poleca Burgerownie na Krasińskiego. Położona tuż obok Sadów Żoliborskich niewielka knajpka (serio bez letniego ogródka mieszczą się w niej dwa porządne stoliki i jeden długi barowy) serwuje absolutnie fenomenalne burgery – w przeciwieństwie do tych z reszty Warszawy są nieco bardziej płaskie, ale za to po wygryzieniu się w nie zapomina człowiek o całym świecie – zwłaszcza w Burgera z serem pleśniowym – ale wybór jest większy, knajpa z dania na dzień radzi sobie co raz lepiej a zwierz co raz bardziej musi ze sobą walczyć by nie popaść w burgerowe szaleństwo co o tyle nie jest trudne, że zwierzowi skacze cholesterol na sam widok kanapek.
Fawory – hipsterska knajpka przy Mickiewicza (naprzeciwko jest też doskonały Przystanek Winny gdzie można się spić a tuż obok kultowy Żywiciel gdzie średnio karmią ale jest tak miło, że warszawiaków strasznie tam ciągnie) może nie porywa najwybitniejszym menu czy wyborem napojów (choć kawę mają przyzwoitą a cydr wyśmienity) ale za to siedzi się tam niesamowicie miło. Serio wystarczy zamówić kawę usiąść przy jednym z bardzo wygodny stołów i człowiek absolutnie nie ma ochoty wychodzić przez długie godziny. Miło tam nieformalnie i naprawdę idealnie by zrobić sobie kawową przerwę w czasie żoliborskiego spaceru.
Burgerownia ma teraz jeszcze nowy ogródek na trawniku z boku i naprawdę warta jest polecenia (zdjęcie stąd)
Kebab przy Świętokrzyskiej – warszawska wieść gminna niesie że nie ma ci w mieście lepszego Kebabu niż ten serwowany z okienka koło teatru (dawniej kina) Bajka na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Nie ważne czy dzień czy noc pod okienkiem gromadzą się złaknione kebabu tłumy gotowe konsumować bez wygód byleby tylko zaspokoić głód. Zwierz podaje ta informację z kronikarskiego obowiązku, ponieważ sam zwierz nienawidzi jeść na stojąco rzeczy mających skłonność do rozsypywania się, a że zazwyczaj nie odczuwa konieczności walczenia z wilczym głodem w środku miasta tak więc sam nigdy tego kebabu nie spróbował.
Cuda na Kiju – miejsce gdzie podają piwo i alkohol nie różniłoby się bardzo od setek podobnych rozsianych po całym łasym na dobre piwo mieście – gdyby nie fakt, że mieści się w Domu Partii. Tak moi drodzy po tym jak Giełda wyprowadziła się z dawnego Domu Partii w jednym lokalu zagnieździło się bardzo przyjemne miejsce dla młodych ludzi. Miłe zwłaszcza latem gdy wystawiają w podcieniach stoliki i można sobie bardzo fajnie usiąść i popatrzeć na centrum jednocześnie pijąc piwo i winszując sobie, że w końcu my, kapitalizm i trunki wysoko procentowe zwyciężyły nad systemem słusznie minionym
Zagłębie (Nowy Świat) – to nie nazwa knajpy ale niewielkich pawilonów na zapleczu nowego Światu. Brzydkie pawilony handlowe zupełnie nie pasujące do reprezentacyjnej ulicy miasta nie wiedzieć kiedy zamieniły się w zagłębie niewielkich knajp gdzie młodzi hipsterscy Warszawiacy siedzą latem godzinami, piją piwo i niekiedy palą fajkę wodną. Znaleźć tam miejsce trudno ale zawsze kiedy spotyka się grupa młodych warszawiaków pragnących się napić na mieście ktoś rzuca pomysł by się tam udać a kto inny stwierdza, że nie ma to sensu bo na pewno będzie tłok. To niemalże taka tradycja.
Niezbyt ładne pawilony na tyłach Nowego Światu kryją bardzo europejskie zagłębie klubowo kawiarniane (zdjęcie stąd)
Pijalnia Czekolady Wedla – zwierz musi wam teraz wyznać dość krępujący fakt – nie jest on wielkim fanem czekolady do picia. Nie mniej do Wedla zwierz ma niesamowitą słabość (pradziadek zwierza był przez lata dyrektorem Wedla i jest to zdaniem zwierza nadal największe osiągnięcie jego rodziny – serio jakakolwiek kariera w biznesie cukierniczym to jest coś) a do pijalni jeszcze większą bo to kawałek jakby nieco innego świata, gdzie jest tak jakoś strasznie staroświecko a przez to przytulnie i sympatycznie. Tylko niestety wybór ten sam co w wielu innych punktach Wedla w całej Polsce (a zwierz pamięta że zanim Wedel wyszedł w świat to tylko tam była pijalna pitna czekolada).
Chemiel Cafe – na Chmielnej gdzie znajdziecie knajp co nie miara znajdziecie też cudowną nowo otworzoną Cafe Chmiel. Czym różni się od innych? Przede wszystkim poddaje znakomite belgijskie piwo a po drugie – daje zniżki nie tylko studentom i doktorantom ale także pracownikom naukowym. Jak na razie ze zniżki profesorskiej jako pierwsza skorzystała matka zwierza a kiedy przyszłyśmy tam po raz drugi obsługa nawet nie kazała się mej szanownej matce legitymować tylko od razu nalała nam piwa a 10 procentową zniżką.
House Cafe – jedno z ostatnich kulinarnych odkryć zwierza – w miejscu którejś z kolei kawiarni powstało miejsce bardzo sympatyczne – specjalnością są pieczone ziemniaki z dodatkami, które są tak dobre, że to aż nie do opisania – zamiast tylko kłaść dodatki na pieczonego ziemniaka specjalnie mieszają wszystko w środku dodają masła, sera, sos, dodatki i potem tylko przyglądają się szczęśliwym klientom którym uszy się trzęsą. Do tego w kawiarni pracuje (a zwierz ma też podejrzenie że jest jej właścicielem) bardzo ładny pan, na którego można sobie jedząc ziemniaka patrzeć do daje dwie przyjemności w cenie jednej.
Chmiel Cafe – belgijskie piwo, zniżki dla naukowców i sery – można umrzeć szczęśliwym
Charlotte – nawet jeśli podobnie jak zwierz nigdy nie przekroczycie progu tego bistro przy pl. Zawiszy to koniecznie musicie wiedzieć o jego istnieniu. To tu narodził się hipsteryzm warszawski a przynajmniej tu znalazł swój najmocniejszy przyczółek. Stąd też pochodziła słynna bułka tarta za sześć złotych. Charlotte ma wielu wielbicieli – zwierz jak na razie jakoś nigdy tam nie wszedł – ale wiecie jeśli kiedyś dorobi się McBooka to będzie to pierwsze miejsce na mieście do którego go zabierze. I będzie nareszcie czuł, że gdzieś przynależy
.
Głód duchowy:
Wrzenie świata – jeśli pragniecie strawy zarówno duchowej jak i jak najbardziej materialnej wpadnijcie do Wrzenia Świata – ono także znajduje się na zapleczu Nowego Światu – to księgarnia specjalizująca się w reportażach (ma ich chyba największy wybór w mieście) a jednocześnie bardzo sympatyczna kawiarnia przyciągająca studentów, hipsterów, oraz ludzi którzy mają zakaz wchodzenia do księgarń po otrzymaniu wypłaty bo wszystko przepuszczą. Sławne są zwłaszcza śniadania we Wrzeniu Świata – oferuje się tam bowiem prawdziwy szwedzki stół z mnóstwem przysmaków. Śniadania są tak popularne że miejsce na nich trzeba obecnie rezerwować. Zwierz który załapał się zanim moda się rozwinęła może powiedzieć bez wahania – warto.
Komikslandia – sklep z komiksami w galerii nad stacją metra centrum budzi w zwierzu mieszane uczucia. Z jednej strony znajdziecie tam polsko i anglojęzyczne komiksy, mangi, figurki i przypinki (głównie około mangowe) z drugiej – zwierzowi zdarzyło się być odesłanym w sklepie prosto do działu z komiksem japońskim podczas kiedy zwierz bardzo chciał jednak obejrzeć amerykańskie komiksy. Ale obsługa się tam szybko zmienia i może nie wyglądacie ta jak zwierz na fanów mangi (ewentualnie jesteście fanami mangi). W każdym razie – miejsce w którym zostawia się pieniądze.
Geek zone – nowa komiksowa księgarnia dla geeków otwarta na Ursynowie przy Al. KEN – znajdziecie tam komiksy, koszulki, figurki i kompetentną obsługę. Zwierz był pod wrażeniem jak szeroko Geek Zone reklamowało się w polskiej blogosferze (rozsyłając blogerom komiksy, ale nie zwierzowi) a tym którzy przed przyjazdem chcieli by zobaczyć ofertę poleca zajrzeć na ich stronę. W każdym razie zdecydowanie warto skierować tam swoje geekowskie kroki.
Fakt, że Komikslandia leży blisko miejsca spotkań Warszawiaków nie jest dobrym faktem. Strasznie często przychodząc za wcześnie człowiek znajduje się kilkanaście minut później nie tylko spóźnionym ale i uboższym
Yatta.pl – przy Chmielnej w samym centrum miasta przycupnął sklep z mangą – zwierz był tam tylko raz ale musi powiedzieć, że robi wrażenie – półki pełne są tomów kolejnych serii, sporo jest gadżetów, japońskich słodyczy i toreb z nadrukami z ulubionych mang i anime. Innymi słowy coś co każdy wielbiciel mangi musi zobaczyć na własne oczy i ocenić czy kiedykolwiek będzie chciał wyjść.
Bazar na Kole – zwierz wie, że ma wśród czytelników fanów wszystkiego co dziwne i możliwe do kupienia za niewielką cenę – co prawda dzisiejsze Koło czyli Warszawski bazar staroci to już nie to co kiedyś ale nadal można tu znaleźć mnóstwo interesujących rzeczy. Jeśli jednak chcecie naprawdę dobrze się bawić to ustalcie ze znajomymi niską sumę na wydatek i wygrywa ten kto przyniesie najbardziej kiczowaty przedmiot zakupiony np. za 10 zł. Zwierz do dziś nie ma pojęcia co zrobić ze swoją limonkową porcelanową papugą (5 zł) dzięki której zajął trzecie miejsce w konkursie.
Na Kole znajdziecie wszystko czy chcecie czy nie chcecie
Sklep w muzeum Narodowym – jeśli szukacie miejsca skąd moglibyście przywieść rodzinie ładne i oryginalne (czytaj – nie produkowane w Chinach i rażące zmysł estetyczny) pamiątki to koniecznie po tym jak już obejrzycie zbiory malarstwa polskiego zajrzyjcie do sklepu muzealnego. Przez lata instytucja ta nie istniała (albumy sprzedawano przy kasie) a kiedy już powstała to zwierz czasem ma tam ochotę wpaść nawet bez oglądania wystawy – bardzo ładne pamiątki, rękodzieło, książki o Warszawie – innymi słowy nawet tu mieszkając można zostawić w sklepie sporo kasy, a co dopiero mówić o człowieku który chce rodzinie przywieść jakąś ładną Warszawską pamiątkę.
Warto jeszcze dodać, że np. filmową prasę zagraniczną zwierz bez problemu dostaje w Warszawie w Empikach w Arkadii i Złotych Tarasach. Jeśli zaś lubicie polowania to czasem np. coś Doktorowego pojawia się w sklepach sieci TK MAXX – w Warszawie są dwa duże sklepy tej sieci – jeden w Domach Centrum (przy Marszałkowskiej) – ale tam zazwyczaj wszystko jest przebrane i drugi w centrum handlowym Blue City. Nie mniej nigdy w Warszawie zwierz nie dostał nic super geekowskiego poza konwentami. Taki już nas los, że możemy na geekowskie rzeczy polować ale nie znaczy to, że zawsze osiągniemy sukces – na całe szczęście jest Internet. W każdym razie zwierz miał nadzieję, że ten jego Warszawski przewodnik nieco się przyda – oczywiście mnóstwa rzeczy w nim nie ma i można by dopisać drugie tyle bez żadnej straty a wręcz z zyskiem ale przecież chcieliście by was po Warszawie oprowadził zwierz. Co też zrobił Jak zwykle pewnie w komentarzach znajdziecie drugie tyle rad i propozycji. No i na koniec zwierz musi wam powiedzieć, żebyście do Warszawy przyjeżdżali i absolutnie się jej nie bali. Zwierz nigdzie na świecie nie czuł się tak bezpiecznie jak tu. A jeśli już mieszkacie w Warszawie to pamiętajcie, że nawet rodzinne miasto trzeba ciągle odkrywać, poznawać, przedstawiać się mu i sprawdzać czy przypadkiem pod naszą nieobecność ktoś nie postawił nowych domów, budy nie zamieniły się w eleganckie pawilony, a zaniedbany park w nowy salon stolicy. Bo taka jest Warszawa, mrugniesz a ona jest już zupełnie inna.
Ps: Jutrzejszy wpis nieco później bo zwierz baluje.
Ps2: Nie zapomnijcie koniecznie włączyć radia PiN w okolicach 12 – będzie w nim grasował zwierz.