Mad Men powrócił. Siedem odcinków i koniec. Zwierz zupełnie zapomniał – przez te miesiące oczekiwania – jakie to jest uczucie oglądać odcinek Mad Men. Przypomniał sobie wczoraj wieczorem kiedy nagle pod koniec świątecznego weekendu siedział przed komputerem sam z poczuciem olbrzymiej pustki. Wpis zawiera spoilery.
Jak zwykle w Mad Men – wszystko piękne, wysmakowane i smutne
Mad Men zawsze był wyjątkowym serialem bo w sumie nic się w nim nie działo. Jasne czasy się zmieniały, bohaterowie zakochiwali się, rozwodzili, przedstawiali genialne pomysły na reklamy, lub odchodzili w niesławie ale tak naprawdę nie działo się nic. Nawet historia biegnie przez ten serial w tle – bohaterowie tylko ją obserwują, w idealnie rozmieszczonych telewizyjnych transmisjach i gazetowych nagłówkach. Zmienia się moda, obyczaje, w recepcji siada czarnoskóra dziewczyna ale bohaterowie trzymają się z dala od polityki. Wszystko tu po prostu płynie, nieubłaganie i zdecydowanie za szybko. Serio, kiedy patrzy się na zdjęcia z pierwszego sezonu, na często przywoływane klipy to ma się wrażenie, że od chwili kiedy genialne dziecko świata reklamy Don Draper zabierał swoich klientów na przejażdżkę karuzelą minęły wieki. Bohaterowie są już zupełnie gdzie indziej niż byli gdy serial się zaczynał, świat jest już zupełnie inny. Niby nawet w naszym realnym świecie minęło już osiem lat ale w świecie serialu minęła cała epoka. To zaś wywołuje dziwny sentyment – świat idzie do przodu – co raz bardziej zbliża się do naszej epoki, społeczeństwo się rozwija, prawa obywatelskie, pozycja kobiet – wszystko idzie ku dobremu, a w nas budzi się tęsknota za światem z początku serialu. Wtedy kiedy istniało jakieś złudzenie szczęścia.
Patrzymy na przeszłość bohaterów i nagle żal nam ich utraconych szans ale też czujemy upływ czasu – w ich świecie i w naszym
Być może ten sentyment bierze się nie z tęsknoty za czasami ale z naszego – zupełnie paradoksalnego współczucia dla Dona Drapera. Serial jest w końcu zapisem nie tyle upadku co niespełnienia bohatera. Bohatera który zdecydowanie przeżył swój czas, swój moment historii i jakoś na przekór wszystkiemu trwa nadal, finansowo prosperuje, jednocześnie wciąż nie mogąc znaleźć wewnętrznego spokoju. W pierwszym odcinku tej kończącej serial serii (czyli w ósmym odcinku siódmego sezonu) motywem przewodnim jest pytanie – czy rzeczywiście życie nie ma nam zbyt wiele do zaoferowania czy może istnieje to drugie życie, które przegapiliśmy. W przypadku Dona cofa nas to aż do pierwszego sezonu – i jednej z najważniejszych kobiet, które pojawiły się w serialu u boku naszego bohatera. Rachel Menken, właścicielkę domu towarowego, z którą Don miał romans w pierwszym sezonie. Od późniejszych licznych kochanego bohatera różniło ją to, że chyba jako jedyna nadawałaby się na jego stałą towarzyszkę. Ale jak mówiła w jednym z pierwszych odcinków serialu – są rzeczy, które stać się nie mogą. Teraz dekadę później Rachel umiera, a Don pojawia się na stypie, zagubiony i zaciekawiony. Życiem którego nie miał. To ciekawe jak ta sentymentalna podróż bohatera jest także sentymentalną podróżą widza. Oglądając odcinek my też nagle przenosimy się te kilka lat wcześniej gdy jeszcze nie wiedzieliśmy, że szczęście i Don Draper rzadko się spotykają i mieliśmy nadzieję, że może z tego romansu będzie coś więcej. A tu nic.
Mad Men zawsze miał cudowną skłonność do scen jednocześnie symbolicznych a z drugiej – prostych do rozszyfrowania. Jak cała sekwencja mierzenia futer
Oczywiście zawsze są tacy którzy powiedzą że nieszczęście Dona Drapera nie powinno nas ruszać, bo jest człowiekiem który sam jest sobie winien. Rzeczywiście Don to bohater który powtarza w kółko te same błędy, jakby był przekonany, że życie istotnie składa się wyłącznie z kolejnych kochanek, kieliszków wypitego alkoholu i udanych kontraktów reklamowych. Don od kilku sezonów korzysta ze wszystkiego w różnych konfiguracjach jakby był przekonany, że jedynie z tych kilku elementów może ułożyć sobie życie. Nic dziwnego, że odcinek spina pytanie – czy tylko tyle jest w życiu? Tylko tyle można się po nim spodziewać. Pytanie o tyle smutne i przygnębiające, że przecież ta refleksja nie jest chyba obca żadnemu widzowi. Wszyscy w pewnym momencie – czekania na coś więcej – zadajemy sobie pytanie – czy to już koniec? Tylko tyle? Nie będzie więcej? Wszak odcinek jak klamra spina refren piosenki „Is That All there Is?”. Gdyby Don nie był tak bardzo po ludzku zagubiony można byłoby go spokojnie nie lubić, za to, że jest przedstawicielem swojej epoki, bohaterem egoistycznym, egocentrycznym, kochającym użalać się nad sobą i wspominać ubóstwo z dzieciństwa, ale niekoniecznie skłonnym do zrobienia czegoś dla ludzi go otaczających. Ale Don jest w tym wszystkim równie niezorientowany jak my. Zdumienie na jego twarzy pojawia się zaskakująco często. Jakby co chwilę nie był do końca pewny co stało się w jego życiu. Chciałoby się na niego nakrzyczeć – przebić się przez tą czwartą ścianę, oddzielającą nas od baru (który tak ładnie nawiązuje do obrazu Hoppera) i powiedzieć mi, żeby się nie użalał tylko zmienił. Ale Don pewnie się nie zmieni. Na tym polega jego tragedia. Niezmienny człowiek, w zmieniających się czasach.
Zwierz nigdy nie pałał sympatią do Dona ale jego zagubienie wydaje się – chyba każdemu – znajome
Widzicie gdyby w serialu działy się jakieś tragedie (w sumie nie ma ich za wiele- a przynajmniej nie odstają od normy) to trudnij byłoby wyciągnąć smutek z tych codziennych sytuacji. W sumie Donowi nic się strasznego w tym odcinku nie przydarza. To zresztą zawsze był najmocniejszy element Mad Men – nic się wielkiego nie działo a widz czuł współczucie nawet wobec najbardziej antypatycznych postaci. Tak jest w ukochanym odcinku Signal 30. Pete jedna z tych postaci, których naprawdę się nie lubi, właściwie nic tam takiego wielkiego nie przeżywa – jest na kursie na prawo jazdy, ma problem z naprawieniem cieknącego kranu. Ale pod koniec odcinka – mimo, że to naprawdę wredny typ, trudno mu nie współczuć. Przy czym zdaniem zwierza, w przypadku Mad Men nie ma problemu z sympatią do bohaterów. To znaczy jasne – widz niektórych lubi a niektórych nie lubi, ale w sumie chyba żadna z postaci nie została napisana tak by była po prostu lubiana. Bohaterowie tego serialu są chyba zbyt ludzcy by dało się tak po prostu powiedzieć, że łatwo ich obdarzyć sympatią. I tak zwierz może wcale nie przepadać za Donem Draperem i w sumie życzyć sobie, by serial skończył się jego śmiercią, ale jednocześnie jest coś takiego w jego zagubieniu i niespełnieniu co każe zwierzowi widzieć w nim swojego bohatera. Nawet jeśli daleko mu do ideału.
Mad men to serial w którym nic się nie dzieje a potem patrzy się z perspektywy i okazuje się że wydarzyło się wszystko
Oczywiście Mad Men to nie tylko Don. Ze swoim życiem którego nie było mierzą się w tym pierwszym odcinku jeszcze dwie postacie. Ken Cosgrove – spec od reklamy który dawno porzucił literackie ambicje, zostaje zwolniony z pracy. Dzień po tym jak jego żona zasugerowała mu by pracę porzucił i zaczął pisać swoją wymarzoną powieść. Ken jest więc wolny – może nareszcie spróbować tego co odłożył na bok. Ale chyba najciekawszy jest tu fakt, że sam Ken nigdy by pracy nie rzucił. Kiedy rozmawia z żoną, która właściwie oferuje mu wizje życia zgodnego z marzeniami, szybko znajduje wymówię – kolejny awans, kolejna podwyżka – zawsze jakiś powód by odłożyć zmianę na później. Ken to dobry przykład na to dlaczego tyle nas w życiu omija. Jasne po części dlatego, że nie możemy mieć w życiu wszystkiego – zawsze któraś wersja nam umyka. Ale jednocześnie sami boimy się zmian, znajdujemy zawsze jakiś powód by nic nie zmieniać. Potem przechodzimy na emeryturę z założeniem, że może sobie pożyjemy. Teraz Ken – jednocześnie zraniony i uszczęśliwiony zwolnieniem – tą przymusową zmianą, musi tylko się zebrać i wyjść z budynku. W jednej niesłychanie dobrze zagranej scenie widzimy całą ambiwalencję bohatera. Z jednej strony nowe życie – być może lepsze i pełniejsze od tego którym żył dotychczas – z drugiej – niechęć do opuszczania tego co się zna. Choć serial jakby sugerował, że zwolnienie z pracy czasem dobrze nam zrobi.
Kto wie, może czasem ktoś powinien nas zwolnić z pracy
Na samym końcu mamy Peggy – umawiającą się na randkę z miłym krewnym kolegi z pracy. Jej marzenie o wyjeździe do Paryża – romantycznym i może odrobinę szalonym – wydaje się wzięte z zupełnie innego życia. Peggy marząca by ktoś ją porwał (paszport leży posłusznie w szufladzie biurka) do innego świata, to inna Peggy niż ta która rano wypija lekarstwo na kaca i zajmuje się reklamą. Ponownie widać tu przebłyski życia, którego nasza bohaterka nie ma i mieć nie będzie bo zdecydowała się na karierę. Z kolei Joan – w tym odcinku nie tyle mierzy się z wyborem życiowych ścieżek ale z faktem, że nie można mieć wszystkiego na raz. Będąc piękną kobietą – bardzo dobrze wiedzącą jak wykorzystać swój wygląd by wpłynąć na mężczyzn musi raz na jakiś czas spotkać się z facetami którzy będą ją postrzegać tylko przez ten pryzmat. Jednak Joan nie płacze, nie rozpamiętuje, nie zapija się kolejnymi szklaneczkami whisky. Idzie do sklepu i kupuje sobie piękne podkreślające sylwetkę ubrania. Zresztą obie bohaterki mierzą się z tym samym problemem – trudno być jednocześnie kobietą kariery i szaloną romantyczką, seksbombą i kobietą biznesu. Zwłaszcza w latach sześćdziesiątych.
W życiu nie można mieć wszystkiego na raz. Zwłaszcza jak się jest kobietą. Ale można pójść na zakupy
Jednak ponownie – wszystko to nie miałoby takiego wpływu na widza gdyby odcinek chciał nam sprzedać cokolwiek więcej poza uczuciem niespełnienia czy rozczarowania. Przez te 45 minut naprawdę nic się nie dzieje. I to chyba właśnie tak zbliża tych zanurzonych w przeszłości bohaterów do widzów. To, że się nic nie dzieje zbliża ich do nas. Jasne Don Draper przychodzi i wychodzi z biura nieco wcześniej niż my, i zdecydowanie nie jest nas stać na tyle sukienek co Joan, no i zdecydowanie lepiej odnosimy się do kelnerek. Ale poza tym – nikt nie ginie, nie ma rewolucji, nie ma dramatu. Kogoś zwolnią z pracy na przedpołudniowym zebraniu, sprzedaż rajstop spada, ktoś z przeszłości umiera – przedwcześnie ale jakby na marginesie życia bohaterów. To właśnie fakt, że niespełnienie naszych bohaterów rozgrywa się w takich codziennych okolicznościach (jak zwykle w Mad Men – raczej z sugestią puenty niż z jakąkolwiek jednoznaczną wskazówką co dokładnie znaczą poszczególne gesty czy słowa) sprawia, że mimo różnicy czasu możemy się czuć z nimi związani.
Serial zadba o zmianę tapet, fryzur i garniturów. Ale bohaterowie zmieniając kostiumy nie zawsze będą umieli dostosować się do tego co przed nimi.
Zresztą jedną z rzeczy których zwierz nigdy nie rozumiał to jakiekolwiek sentymentalne uczucia związane z Mad Men. Tzn. jasny jest dla zwierza sentyment do czasów kiedy bohaterowie byli szczęśliwsi, czy ich relacje były prostsze. Wszyscy mamy skłonność do takiego sentymentalnego podejścia do historii – zwłaszcza pokazanej w tak pięknych dekoracjach jak w przypadku serialu. Lubimy mówić o mężczyznach w garniturach, pięknych sukienkach i prostszym życiu. Nie mniej odnosi się wrażenie, że Mad Men – jest wręcz programowo nie sentymentalny. To znaczy, tak wszystko jest pięknie opakowane a twórcy dbają by nawiązać do wszystkich momentów przełomowych amerykańskiej historii, ale w sumie to piękny ale odrzucający świat. Kiedy ogląda się Mad Men to strasznie widać jakim ciężarem są dla bohaterów tamte czasy i realia społeczne. I to właśnie w takich drobnych scenach czy drugoplanowych wątkach. Ale nawet nie tylko o to chodzi. Serial jest bezlitosny w pokazywaniu jak niesamowicie trudno dostosować się do zmieniającej się rzeczywistości. Aktorzy występują w kolejnych sezonach ubrani zgodnie z wyznacznikami epoki (nadchodzą nie twarzowe wąsy) ale widać, że w tym świecie zmian przetrwają tylko najsilniejsi. Dopiero patrząc z boku widać jak wszystko szybko i drastycznie się zmienia. W sumie los bohaterów serialu spokojnie może być naszym udziałem, jeśli któregoś dnia zdamy sobie sprawę, że nie nadążamy za światem. Pod tym względem jest w Mad Men coś przerażającego.
Z Mad Men zawsze jest tak – ogląda się piękną sesję zdjęciową i widzi się sentyment. A potem przychodzi serial i niewiele z tego zostaje
Zwierz się rozpisał bo pierwszy odcinek tej ostatniej części ostatniego sezonu uświadomił mu jak przedziwnym rodzajem rozrywki jest Mad Men. To jest bardzo smutny serial. Serial w którym główny bohater od samego początku jawi się widzowi jako słaby człowiek schowany za fasadą silnego mężczyzny. Przez kolejne sezony obserwujemy jak on – oraz ludzie z jego otoczenia – mierzą się z życiem, robią reklamy i właściwie – prawie wszyscy są w mniejszym lub większym stopniu nieszczęśliwi. Co więcej wydaje się- tak od trzeciego sezonu, że ten serial nie może, a wręcz nie ma prawa skończyć się dobrze. A właściwie inaczej, że nie istnieje dobre zakończenie takiego serialu. Problem Dona chyba jest nierozwiązywalny, chyba że Deus Ex machina pojawi się jakaś kobieta która zamieni go w kogoś zupełnie innego. Ale taka możliwość wydaje się niesłychanie mało prawdopodobna. Innymi słowy, oglądamy – ten zapowiedziany w czołówce serialu – program o upadku. Od siedmiu lat z równym zainteresowaniem. Serio przedziwny pomysł na spędzanie wieczorów. Osobiście zwierz jest uzależniony. Co może sugerować, że albo jesteśmy do Dona bardzo podobni albo wręcz przeciwnie – mamy nadzieję, że nic nas z nim nie łączy. A może po prostu zawsze jest coś fascynującego w oglądaniu jak nieszczęśliwi są ludzie, którzy mogliby mieć wszystko. Pytane tylko jaki w tym cel, pocieszenie? Zazdrość? Poszukiwanie sprawiedliwości? Zwierz jest niesłychanie ciekawy jak serial się skończy. I czy jakkolwiek zbliży nas do odpowiedzi na pytanie dlaczego oddaliśmy kilka lat naszego życia smutnej telewizji.
Ps: Strasznie dobry w tym odcinku jest John Hamm. Co nie jest w sumie takie trudne – po prostu ilekroć jest scena w której spod tej fasady człowieka sukcesu wychodzą prawdziwe emocje, aktor triumfuje. Zwierz strasznie żałuje że Hamm poza dobrymi występami komediowymi nie trafił poza Mad Men na rolę w której mógłby się tak pięknie popisać talentem
.
Ps2: Zwierz oczywiście wróci na finał sezonu ale nie wiem czy wiecie, ten blog ma dziwną tradycje – Mad Men to jedyny serial o którym zwierz czasem pisze bo go jeden odcinek poruszył. Jak tym razem.