Podając wam zupełnie zbędne fakty na swój temat zwierz przyznał, że mimo iż ogląda całe mnóstwo komedii romantycznych tak naprawdę polubił tylko kilka. Jak bardzo się zdziwił kiedy okazało się,że ludzie są zainteresowani tym jakie komedie romantyczne lubi zwierz. Nie pozostaje mu nic innego jak spełnić żądania czytelników.
Problem ze współczesną komedią romantyczną jest taki, że gatunek zaczął się kończyć chwilę po tym jak się zaczął. Głównie za sprawą poważnych problemów z tym jak uciec od dobrze znanej a koniecznej kliszy
Komedia romantyczna to chyba najdziwniejszy współczesny gatunek filmowy. Datę jego powstania teoretycznie można zmieniać w czasie ale współczesna komedia romantyczna (bo tą starszą można spokojnie datować od lat trzydziestych) narodziła się w okolicach lat 90 – kiedy Brytyjczycy mieli swoje Cztery Wesela i Pogrzeb a amerykanie Pretty Woman. Jednocześnie jednak komedia romantyczna zaraz po swoim powstaniu zaczęła uginać się pod ciężarem własnego schematu. Bo nie ukrywajmy – opowiedzieć ciekawą historię,przy jednoczesnym założeniu że bohaterowie muszą się na końcu zejść (po początkowych perypetiach nie jest łatwo). Komedie romantyczne starają się zwykle sprawę jak najbardziej komplikować ale ostatecznie nie są ani śmieszne ani romantyczne. Zresztą zwierz przyzna wam szczerze, że większość w miarę znośnych komedii romantycznych zapewne można byłoby zakwalifikować po prostu pod stare dobre kino obyczajowe. Jeśli w ogóle się nad tym dłużej zastanowić to można (przynajmniej zwierz tak sądzi) dojść do wniosku, że komedia romantyczna była w pewnym momencie odpowiedzią na osłabienie się roli melodramatu. Był pewien moment w kinematografii kiedy melodramat z gatunku najpopularniejszego i przyciągającego do kin chyba najwięcej widzów spadł na miejsce takiej lekkie ramotki. Oczywiście siła melodramatu polega na tym,że on zawsze jest w stanie powrócić i zawsze jest w stanie wzruszać bo niespełniona miłość się nie starzeje (starzeją się okoliczności i warunki jej niespełnienia). Gorzej jednak z miłością spełnioną (przynajmniej filmowo) bo wtedy zaczyna być nudno. Stąd też komedia romantyczna przeżywa ciągłą zapaść a melodramat wcześniej czy później zawsze znajduje drogę do serc widzów, nawet jeśli przez pewien czas nie grał w kinematografii pierwszych skrzypiec.
Niezależnie od starań scenarzystów istnieje ograniczona ilość możliwych uroczych spotkań, przeciwności losu o romantycznych gestów które można umieścić w filmie
Inna sprawa to fakt, że właściwie od samego początku komedie romantyczne są swego rodzaju próbą odtworzenia któregoś z angielskich czy amerykańskich przepisów na sukces. Do tego rzeczywiście w pewnym momencie wydawało się, że w ogóle wykształci się zupełnie osobny rodzaj aktorów zajmujących się wyłącznie komediami romantycznymi. Potem ten trend nieco osłabł ale nadal istnieje tendencja by kręcić właściwie w kółko to samo, obsadzając tych samych aktorów, dając filmom ten same plakaty i mniej więcej układać przeciwności losu w ten sam schemat i nawet podkładając pod mniej więcej te same panoramy identyczny podkład muzyczny. Oryginalność w komedii romantycznej to właściwie produkt deficytowy. Jeśli odłożymy na bok osiągnięcia komedii z lat 90 i dorzucimy do tego wszystko do czego przyłożył rękę Richard Curtis (którego ostatni film właściwie tylko z rozpędu był sprzedawany jako komedia romantyczna) właściwie pozostanie nam odgrywanie w kółko tego samego schematu. Przy czym jasne – istnieje coś takiego jak młodzieżowa komedia romantyczna, która ma nieco inny rodowód (i jest bardzo amerykańska) ale tu właściwie większe znaczenie ma pewien schemat opowieści (obecność szkoły, grupy rówieśniczej, konieczna przemiana bohaterki) niż sam wątek romantyczny często dodany niejako z obowiązku.
They came together to może nie jest najlepsza komedia ale doskonale zbiera wszystkie istniejące tropy i klisze komedii romantycznych pokazując jak olbrzymi jest ich katalog
Dlatego przystępując do spisywania swojej listy zwierz założył dwie rzeczy – po pierwsze – nie będzie brał pod uwagę komedii Curtisa (jako reżysera lub scenarzysty) bo to nie ma sensu. Co nie zmienia faktu, że zdaniem zwierza naprawdę najlepszą komedią romantyczną jaką nakręcono jest i zawsze będzie Cztery Wesela i Pogrzeb ponieważ to jest dokładnie ten film który osiąga idealną proporcję między dowcipem, romansem, smutkiem i melancholią. Co jest mieszanką słuszną bo kto słyszał o życiu w którym zdarzają się tylko rzeczy szczęśliwe. Potem już nie próbowano zbyt często doprawiać szczęścia pogrzebem i zdaniem zwierza to spory błąd. Druga sprawa, zwierz nie bierze pod uwagę absolutnej klasyki kinematografii romantycznej bo po prostu nie ma to sensu. Przy czym określenie klasyka obejmuje w przypadku zwierza także Pretty Woman która w pewien sposób rozegrała na nowo coś między Damą Kameliową a Kopciuszkiem dorzucając całkiem sporo wizualnych rozwiązań do tego typu opowieści. Innymi słowy zwierz postanowił nie brać w swoim małym spisie pod uwagę filmów o których co prawda dobrze myśl ale robi to min dlatego,że zdaje sobie sprawę że są pewnym wzorcem do którego aspirowały kolejne produkcje. Kolejne zastrzeżenie – zwierz nie twierdzi że komedie romantyczne które lubi są dobrymi filmami. Właściwie w tym gatunku naprawdę dobrych filmów nie ma, są za to produkcje bardziej lub mniej znośne. Przy czym jak wiecie z 50 faktów o zwierzu – zwierz ogląda wszystkie, zawsze mając nadzieję, że kolejna okaże się bardziej znośna. Co niestety zdarza się rzadko.
Problem z komediami romantycznymi jest taki, że w większosci są to po postu bardzo średnie filmy – niezależnie do jakiego gatunku by należały
Jeszcze ostatnie zastrzeżenie (zwierz wie, że i tak ich nie czytacie) – zwierz przyzna szczerze, że jest kilka powszechnie uznanych za dobre komedii romantycznych których zwierz szczerze nienawidzi. Po pierwsze – Dziennika Bridget Jones który denerwuje zwierza tym, że jego twórcy zupełnie nie załapali o co chodziło w książce. Są ludzie którzy tą komedię lubią, zwierz nie jest jej w stanie oglądać. Drugi taki przypadek to Crazy, Stupid, Love – film który zdaniem zwierza jest co najwyżej przeciętny i jedyne co ma zabawne to finał opierający się o najzwyklejszy w świecie farsowy pomysł z pomyleniem tożsamości. Innymi słowy nic specjalnego. Zwierz tak zaznacza bo jak mniema część z was pewnych tytułów spodziewa się na tej liście. Jednocześnie spisując tą listę zwierz zdał sobie sprawę, że zasadniczo jest na niej więcej filmów, które pod prostą definicję komedii romantycznej nie podpadają. Co w sumie świadczy nieco o problemie z tym gatunkiem gdzie właściwie nikt dokładnie nie wie gdzie koczy się komedia romantyczna a zaczyna film obyczajowy i co jest ważniejsze – romans czy humor. A teraz spis.
To jeszcze raz jakbyśce byli jednymi z tych czytelników którzy czytają tylko teksty pod zdjęciami (wiem że tam jesteście) na liście nie ma brytyjskich klasyków bo to nie ma sensu, jakichkolwiek klasyków tzn. tego co powstało przed narodzinami współczesnej komedii romnatycznej i nie ma kilku oczywistych tytułów których zwierz nie cierpi
What If- zwierz dawno nie był zauroczony komedią romantyczną tak jak zeszłoroczną produkcją (po polsku szło jako Słowo na M). Bezpretensjonalna historia chłopaka który zakochuje się w dziewczynie, z którą się przyjaźni. W większości komedii nasz bohater robiłby wszystko by rozbić związek dziewczyny z jej ukochanym – co pewnie nie byłoby jakieś strasznie trudne. Różnica polega jednak na tym, że mimo własnych uczuć nasz bohater chce się zachować porządnie. Tym samym cały film zyskuje przewagę nad całym mnóstwem komedii gdzie niby ma być nam do śmiechu ale w istocie zapełnienie jesteśmy w stanie kibicować wrednym bohaterom, którzy cały czas kłamią i zachowują się podle. Poza tym film jest dobrze zagrany a obsadzenie w głównych rolach Daniela Radcliffe i Zoe Kazan sprawiło, że dostaliśmy taką sympatyczną, całkiem normalnie wyglądającą parę, której od razu kibicujemy. I choć zakończenie jest w sumie z góry znane to całość wygrywa nad większością produkcji właśnie tą sympatią którą bez trudu możemy poczuć do bohaterów.
Kelnerka – zwierz nagina trochę swoje własne zasady bo Kelnerka właściwie nie jest komedią romantyczną. To znaczy korzysta z tropów komedii romantycznych ale w ostateczności zmierza w zupełnie innym kierunku. Nie mniej jest w niej na tyle dużo komponentów komedii romantycznej że zwierz postanowił ją dodać do spisu. Historia kelnerki tkwiącej w beznadziejnym małżeństwie,która dowiaduje się że jest w ciąży i zakochuje się w swoim lekarzu mogłaby być albo za lekka albo za łzawa. Tymczasem film ma zdaniem zwierza idealną puentę i idealny nastrój – słodko gorzki ale ze sporą dawką nadziei. Całość ogląda się miło zwłaszcza że Nathan Fillion i Keri Russel rzeczywiście dobrze do siebie pasują a cały film ma w sobie sporo naturalności której brakuje większym produkcjom. I jasne nie jest to komedia przy której człowiek pokłada się ze śmiechu ale łapie się jeszcze na kategorię filmów podnoszących na duchu.
Zwierz nadal nie jest pewny czy Kelnerkę można nazwać komedią romantyczną ale czasem bywa w tym filmie romantycznie a czasem zabawnie
Kate i Leopold – zdaniem zwierza to ciekawy przykład jednej z nielicznych komedii romantycznych która właściwie nie cechując się niczym oryginalnym wyszła z powtarzania schematu obronną ręką. Mamy więc zapracowaną kobietę z XXI wieku i eleganckiego księcia z wieku XIX. Klasyczna różnica czasów i charakterów doprawiona na dodatek niesłabnącym marzeniem o księciu na białym koniu. Zwierz chciałby powiedzieć że o sukcesie filmu zaważył casting ale miałby z tym pewne problemy. Tak Hugh Jackman sprawdził się w filmie idealnie podobnie jak Liev Schreiber (w zaskakująco dobrej roli drugoplanowej) ale Meg Ryan to aktorka której fenomenu zwierz nigdy nie był w stanie zrozumieć. Być może zadziałał prosty mechanizm jakim było opowiedzenie całej historii z tylko jednym twistem (podróże w czasie) bez nadmiernego komplikowania opowieści.
Kate i Leopold to jest film który właściwie nie wychodzi poza dość klasyczny układ romantyczny ale jest jakby odrobinę lepiej napisany, niż większość tego typu produkcji
First Night – zwierz dawno temu wpisał do wyszukiwarki „brytyjska komedia romantyczna” i zaczął się przebijać przez cały długi spis komedii które wszyscy doskonale znają. Aż trafił na jakiś spis na którym był ten film. Zwierz obejrzał i strasznie produkcję pobił. Pomysł jest dość prosty – w wielkiej posiadłości niesłychanie zamożnego gentlemana spotykają się śpiewacy – mają zagrać w pół profesjonalnej, pół amatorskiej wersji Cosi Fan Tutte Mozarta. Dlaczego? Jak się okazuje zawsze było to marzeniem pana domu, który nigdy nie zajmował się profesjonalnie śpiewaniem ale kocha operę i ma głos. Zaczynają się próby a jednocześnie podchody między aktorami – które miejscami niebezpiecznie zaczynają przypominać treść opery. Całość nie jest może wybitna ale zwierz bardzo lubi ten film, zwłaszcza że sporą rolę w całości odgrywa muzyka operowa. No i jak w każdej porządnej komedii romantycznej od czasów Snu Nocy Letniej kluczowa dla fabuły okazuje się wieczorna przechadzka po lesie właściwie wszystkich bohaterów.
First Night to jest jedna z tych komedii gdzie wszyscy w końcu lądują na spacerze w lesie a plakat jest koszmarny. Ale zwierzowi się podobało
Starter for 10 – po pierwsze zwierz musi zaznaczyć że polubił Starter for Ten zanim zorientował się, że jest to film w którym grają absolutnie wszyscy. Przez wszyscy zwierz ma na myśli spis aktorów na który dziś raczej nikogo nie stać bo wszyscy zrobili jakieś niesamowite kariery – głównie poza brytyjską kinematografią. Starter for Ten to przyjemna komedia, częściowo oparta o wspomnienia scenarzysty z czasów studiów. Mamy więc rzecz wybitnie angielską czyli uniwersytecki konkurs wiedzy a do tego młodzieńca obowiązkowo zakochanego w niewłaściwej dziewczynie – bo kocha tą śliczną blondynkę zamiast dostrzec, nie mniej ładną ideową koleżankę. Jako się rzekło film ma kosmiczną obsadę – w głównej roli gra zawsze uroczy James McAvoy, a np. na drugim planie denerwującego szefa grupy gra Benedict Cumberbatch (w niesłychanie mało twarzowym sweterku).A to tylko początek. Przy czym Starter for Ten właściwie ma wszystkie wady tego typu produkcji gdzie jednocześnie chce się rozegrać prostą romantyczną historię i choć przez chwilę dotknąć problemów klasowych (nasz bohater jest z klasy robotniczej). Ostatecznie jednak całość da się oglądać bez bólu choć rzeczywiście nie jest to dzieło wybitne.
Te piękne czasy kiedy w jednym filmie był profesor X i Doktor Strange który wcześniej dostał po nosie od Howarda Starka
Holiday – zwierz ma z tym filmem problem, czasem go lubi, czasem nie jest w stanie obejrzeć nawet pięciu minut. Na pewno nie jest dobry film i ma więcej kiczowatych klisz niż można się spodziewać (serio bohaterka która nie może płakać?!) ale jednocześnie im więcej razy zwierz go ogląda tym bardziej docenia. Oczywiście jest coś wkurzającego w pewnej dysproporcji wątków naszych bohaterek (które zamieniają się domami jedna jedzie do Stanów druga do Anglii) ale w scenariuszu zmieściło się też kilka całkiem dobrych scen i wątków – jak chociażby sytuacja bohaterki Kate Winslet która jest beznadziejnie zakochana w facecie który to wyjątkowo wrednie wykorzystuje. Wyłączenie Holiday jest dla zwierza zawsze dość trudne, nawet jeśli zdaje sobie sprawę ze wszystkich wad produkcji. Choć wyłączenie większości produkcji w których jest Jude Law sprawia zwierzowi pewien problem. Ostatecznie jednak zwycięża poczucie, że z każdą kolejną schematyczną komedią Holiday robi się co raz lepsze. Co ciekawe – zwierz najbardziej zmienił swoje zdanie o zakończeniu – kiedyś denerwowało go jak bardzo unika pewnej konfrontacji z rzeczywistością teraz jednak na tyle innych wydaje się całkiem dobrze pomyślane.
Zwierz musi przyznać że Holiday bardzo zyskuje na porównaniu z tym co powstało później
Drinking Buddies – to właściwie nie jest komedia romantyczna choć w sumie to ciekawy przykład na to jak komedie romantyczne wyewoluowały. To taki typowy indie film który ma dobrą obsadę – znaną głównie z telewizji a większość dialogów jest improwizowana. Całość opowiada o przyjaźni dwójki pracowników browaru – faceta i dziewczyny, którzy oboje są w związkach ale ewidentnie mają się ku sobie. Film jest straszliwie przegadany i właściwie nic się w nim nie dzieje. Jest w nim natomiast całkiem niezła gra z pewnymi schematami – cała masa scen które – jak się widzowi wydaje powinny się potoczyć w taki a nie inny sposób, ale ostatecznie nie prowadzą do znanych rozwiązań. Zwierz przyzna szczerze, że po pierwszym seansie był filmem nieco zawiedziony ale potem zdecydowanie zmienił zdanie. Choć trzeba przyznać, że to jest film naprawdę na granicy gatunku (obok pewnie postawiłby zwierz też Pretty One – film który się strasznie zwierzowi spodobał ale też nie jest typowo komediowo romantyczny). – to znaczy właściwie trochę sugeruje, że schemat gatunku wcale nie jest jednym możliwym do wykorzystania w przypadku relacji międzyludzkich. Zwierz nie chce za wiele zdradzić ale w sumie powstawanie takich filmów świadczy zdaniem zwierza o wyczerpaniu się trochę nie tylko gatunku ale i samej potrzeby. To znaczy już wcale tak bardzo nie chcemy by bohaterowie jak najszybciej znaleźli się w romantycznym związku.
Drinking Buddiest to jeden z dowodów na to, że czasem najlepsza komedia romantyczna to taka która nie jest ani śmieszna ani romantyczna
Populaire – zwierz właściwie przyznawał się do oglądania większości produkcji angielskich i amerykańskich ale to nieprawda. Zwierz ma też olbrzymią słabość do komedii francuskich i jest im w stanie wiele wybaczyć. Populaire to film, któremu udało się to co nie udało się kiedyś Do Diabła z Miłością (komedia romantyczna którą zwierz widział zdecydowanie za wiele razy tylko przez Ewana McGreogra, a która przy żadnym oglądaniu nie była dobra) – stworzyć komedię romantyczną retro która byłaby zjadliwa współcześnie. Pomysł jest przeuroczy – dziewczyna zatrudnia się jako sekretarka ale już po chwili jej szef odkrywa że ma ona olbrzymi talent do maszynopisania. Zaczyna się więc sportowy trening – by pisać jeszcze lepiej i jeszcze szybciej a w tle rozkwita romans, który oczywiście musi napotkać po drodze mniejsze lub większe przeszkody. Film jest słodki, sympatyczny i w sumie mimo olbrzymiej ilości dobrze znanych nam scen nie tak sztampowy jak większość współczesnych produkcji. Jest więc i retro i zupełnie współcześnie a fakt, że to produkcja francuska sprawia, ze jesteśmy jakby nieco mniej osłuchani i opatrzeni ze światem przedstawionym. Zresztą zwierz musi wam przyznać, że uwielbia jeszcze koszmarnie schematyczną i nie mającą absolutnie nic wspólnego z oryginalnością francuską komedię Miłość. Nie przeszkadzać! (zwierz nie pamięta francuskiego tytułu) głównie dlatego, że rozgrywa się na Riverze i można sobie popatrzeć na piękno Lazurowego Wybrzeża.
Rzadko zdarza się by film tak dobrze wyczuł konwencję i tak ładnie poradził sobie ze starświeckim nastrojem. A tu wszystko znalazło się na miejscu
Martha – Meet Frank, Daniel and Laurence – to jest jeden z tych filmów które nawet po angielsku mają dwa tytuły co nie zmienia faktu,że właściwie nikt o nich nie słyszał. Cała historia jest dość mało prawdopodobna ale układa się mniej więcej tak – Martha przylatuje ze Stanów do Londynu i spotyka trzech zupełnie różnych od siebie mężczyzn. Czego nie wie to że każdy panowie się przyjaźnią od dzieciństwa i mają własne problemy i animozje. Zwierz przyzna, że rzadko komedie romantyczne koncentrują się bardziej na przyjaźni między potencjalnymi rywalami niż na zdobywaniu serca ślicznej amerykanki. Tu tak jednak jest i zwierz musi przyznać, że film polubił mimo,że obejrzał go tylko dlatego, że dawien dawno dodawano go na DVD do jakiegoś czasopisma. Przy czym z roku na rok zwierz rozpoznaje co raz więcej osób z obsady filmu co niezmiernie go bawi (ale ma tak w sumie w przypadku większości produkcji brytyjskich). Plus zwierz nie ukrywa że nadal ma do filmu słabość przede wszystkim dzięki obecności w nim Josepha Fiennesa którego zwierz bardzo lubi.
W komedii romantycznej niewiele da się wymyślić w zaresie fabuły bo wszystko już było – trzeba więc stworzyć możliwych do polubienia bohaterów
Igraszki Losu – zwierz zostawił film na koniec bo to jednocześnie bardzo typowa komedia romantyczna i komedia zupełnie nietypowa. Typowa – bo właściwie wątek komediowy jest tu bardzo ograniczony na rzecz zwykłego wątku romansowego. Nietypowa – bo nasi bohaterowie właściwie się przez cały film nie spodziewają. Jednocześnie sama produkcja – opowiadająca o dwójce ludzi którzy po jedynym cudownym spotkaniu postanawiają losy swojej znajomości pozostawić przypadkowi – który oczywiście straszliwie wszystko komplikuje. Choć widz zna zakończenie od samego początku (wszak wie co ogląda) to daje się tej dość starej sztuce ponieść i w sumie udało się stworzyć coś co jest w ogóle ewenementem czyli produkcje w której po prostu nie może być niczego nowego a jednocześnie która jednak da się oglądać i to nawet kilka raz.
Czasem nie da się zrobić nic lepszego niż zagrać starym schematem gdzie w historii romantycznej nasi bohaterowie prawie w ogóle się nie spotykają
Zwierz mógłby tą listę poszerzyć jeszcze o kilka tytułów które go stosunkowo mało denerwowały jak 27 sukienek, Miłość i inne nieszczęścia czy Wimbledon. Co nie zmienia faktu, że większość komedii romantycznych jest dość nieznośna i zdaniem zwierza słusznie odgłasza się wszem i wobec pewną śmierć gatunku. Przy czym żeby było jasne – zwierz nie ogląda komedii romantycznych po to by się torturować. Zwierz naprawdę za każdym razem ma nadzieję, że tym razem dostanie coś co nie tylko da się oglądać ale co tchnie nowego ducha w ten przedziwny gatunek. Niestety częściej spotyka zwierza zawód co nie zmienia podejścia do tego typu filmów. Zwierz jest zdania że potrzebujemy kina wesołego, romantycznego i podnoszącego na duchu. Jednocześnie jednak komedie romantyczne są gatunkiem tak straszliwie dalekim od czegokolwiek twórczego i tak bliskim kinu tworzonemu przez producentów a nie reżyserów, że trudno się dziwić że jest tak dużo niestrawnych produkcji. Dlatego zdaniem zwierza cała szansa w kinie niezależnym, które opowiadają romantyczne historie często lekko i przyjemnie ale bez tych koszmarnych niekiedy węzłów filmu w którym warunki dyktuje producent. A że kino amerykańskie – zwłaszcza to niezależne ma coś w sobie z kinematografii brytyjskiej (mniej aktorów, mniejsza skala, więcej opowieści) to w sumie wracamy do punktu wyjścia. Hej Anglicy nakręćcie nam coś romantycznego i radosnego. Lato jakoś przetrwamy ale na zimę coś by się przydało.
Ps: Zwierz wczoraj grał w Battlestar (planszówkę) to niesamowite jak bardzo wciągająca jest to gra ale … ktokolwiek ją projektował nie słyszał o końcu weekendu. Człowiek by grał i grał i grał, a tu ponoć trzeba iść do pracy.
Ps2: Ponieważ wczoraj jakoś nie czytaliście za bardzo wpisu to zwierz przypomina, że rozważa letnie zawieszenie wpisów niedzielnych których jak wskazuje doświadczenie zwierza i tak nie czytacie a których brak pozwoliłby się zwierzowi cieszyć radośnie sobotnim wieczorem.