Zwierz kupił sobie niedawno bilety na Avengers: Wojna bez Granic, albo jak zwykł nazywać ten film Avengers: Broda Kapitana Ameryki i doszedł do wniosku, że ten przejmujący moment i 10 lecie MCU aż prosi się o jakieś podsumowanie. Ostatecznie doszedł do wniosku, że jeszcze nigdy nie ułożył w głowie wszystkich filmów MCU od najmniej ulubionego do tego który lubi najbardziej. I w sumie dlaczego by tak nie zrobić. Dla własnej przyjemności.
Zanim rozpęta się tu burza piaskowa i zaczną nas boleć różne części ciała od czoła wyklepanego facepalmami, przez zaciśnięte zęby po siedzenia musimy kilka rzeczy ustalić. Po pierwsze – ta lista nigdzie nie sili się na jakikolwiek znawczy, filmoznawczy, komiksoznawczy, superbohateroznawczy (piękne nowe słowo) obiektywizm. To robione dla przyjemności zestawienie w którym brałam pod uwagę różne rzeczy – to czego się po filmie spodziewałam, to jak się na nim bawiłam, ale też to jak przetrwał próbę czasu. W niektórych przypadkach – emocje mogą być nieco bardziej wystudzone bo film miał premierę dawnej, w innych gorętsze bo film pojawił się na ekranach niedawno. Poza tym dochodzą do tego jeszcze zupełnie osobiste sympatie i antypatie, pewne elementy wychodzące poza fabułę – ogólnie cały ten konglomerat przeżyć, który sprawia, że jedne rzeczy podobają się nam bardziej niż inne.
To nie jest lista filmów MCU od najgorszego do najlepszego. To jest lista filmów MCU od tych które lubię najmniej do tych które lubię najbardziej. Wasza może się różnić i nie ma w tym nic złego. To nie jest w żadnym momencie ocena którą chciałabym narzucić wszystkim. Jednocześnie – prawda jest taka, że w każdym z tych filmów jest mnóstwo wad i zalet – wiele z nich tracą przy porównaniu z innymi, albo zyskują – sukces niektórych jest możliwy tylko dzięki temu, że powstały na tle lub w kontrze do innych. Układanie wytworów kultury w jakiejkolwiek kolejności jest trudne, i trochę mija się z ideą dzieła jako takiego (wszak dzieło z zasady nie istnieje po to by konkurować z innym dziełem ale po to by opowiedzieć swoją historię) ale daje sobie przyzwolenie bo nie ukrywajmy – są to dzieła przez nieco mniejsze „d” poza tym wszyscy to robią, wiec czemu nie przyłączyć się do zabawy. Bo to jest zabawa. I jako taką należy to zestawienie traktować. Dla pewnego ułatwienia (albo rozbawienia jeśli moje zdanie uległo zmianie) dodaję link do recenzji tych filmów (o ile recenzje pojawiły się przez te lata na blogu).
Na liście korzystam z anglojęzycznych tytułów bo uważam, że w ten sposób łatwiej uniknąć konfuzji.
Guardians of the Galaxy Vol. 2 – nie mam wątpliwości, że to film, który z produkcji Marvela nie tylko najbardziej Zwierza rozczarował ale też najmniej rozbawił. To taka produkcja która koniecznie chce przebić pierwszą część (bardzo dobrze przyjętych Strażników Galaktyki) więc wszystkiego musi być w niej więcej – więcej śmiesznych scen, więcej kolorów, więcej nawiązań do popkultury. Widzowie mają się zwijać ze śmiechu. Ostatecznie jednak całość mimo kilku przyjemnych scen czy udanych gagów sprawia wrażenie pozbawionej ducha – który uwiódł część widzów w przypadku pierwszej części. Film próbuje wywołać emocje ale się ich boi, gdy tylko robi się choć na chwilkę trochę poważniej, natychmiast dorzuca jakąś scenę walki, albo głupawy dowcip – jakby bał się, że jeśli zrobi się poważniej to widzowie wyjdą z kina. Do tego – czego Zwierz wyjątkowo nie lubi – nie jest w stanie w żaden sposób ładnie pokazać przemiany bohaterów. Trochę niby tu się mają zmienić, ale tak naprawdę muszą zostać mniej więcej w tym samym miejscu w którym zaczęli, bo takimi ich polubili widzowie.Choć na samym seansie nie bawiłam się fatalnie to miałam i do dziś mam wrażenie, że był to film w dużym stopniu zbędny.
Avengers: Age of Ultron – nigdy żaden film tak bardzo nie zawiódł moich nadziei jak druga odsłona Avengersów. Głównie dlatego, że bardzo lubiłam pierwszą odsłonę przygód grupy super bohaterów, ale też dlatego, że miałam nadzieję, że historia w jakiś sposób rozsądnie posunie historię naszej grupy do przodu. Tymczasem dostałam film który był chaotyczny, w wielu miejscach cofał zmiany jakie zaszły w uniwersum (np. W ciągu kilku pierwszych chwil rozprawiono się z wielkim zagrożeniem jakim miała być Hydra). Do tego w samym filmie jest kilka moim zdaniem koszmarnych rozwiązań – jak nieumiejętnie poprowadzony “side quest” Thora, czy fatalnie napisany romans Czarnej Wdowy i Hulka. Poza tym film cierpiał na obecność wyjątkowo słabego przeciwnika – takim był Ultron i wyjątkowo leniwie napisane miejsce akcji – Sorkovia to tak stereotypowa przestrzeń, że aż zęby bolą. Przede wszystkim był go jednak film nieporadny, jakoś nie umiejący opowiedzieć historii tak by nie dotarło do nas że to wszystko nie ma sensu. Osobiście uważam że to być może najgorszy film Marvela pod względem tego jak słabo opowiada swoją historię. Poza tym już poza konkursem – pamiętam jak przy okazji pisania recenzji tego filmu Kuba Ćwiek rozpętał jakąś wyjątkowo nieprzyjemną polemikę z moim postem u siebie na fanpage czy na zawsze powiązał mi film z niemiłym uczuciem, bycia wystawioną w sieci na ataki. Inna ciekawostka – mój obecny mąż a wtedy jeszcze zupełnie przypadkowy chłopak spotkany na konferencji naukowej, chciał ze mną iść na ten film ale go spławiłam. Na całe szczęście – nieskutecznie (do dziś nie wiem dlaczego to zrobiłam, choć podejrzewam że chodziło o to, że wyglądał wówczas na siedemnaście lat).
The Incredible Hulk – przyznam szczerze – film znajduje się na tyle wysoko, ponieważ nie mam wobec niego wielkich uczuć – ani negatywnych ani pozytywnych. Pamiętam że kiedy go oglądałam całkiem mi się podobał, choć bawił mnie taki schematyczny przeciwnik a już na scenie w której bohater nie może skonsumować związku z dziewczyną bo jak mu tętno przyśpiesza to zielenieje Zwierz chichotał jak pensjonarka. Ale ostatecznie – to była całkiem przyjemna produkcja z czasów w których jeszcze nie było pewne czy cokolwiek więcej się z tych ekranizacji komiksów urodzi. Pamiętam jakie to było niesamowite jak w jednej ze scen pojawił się Robert Downey Jr. – rozumiecie postać z jednej ekranizacji komiksu w innym filmie – to było niesamowite. Inna sprawa, choć uważam że Mark Ruffalo jest genialnym Hulkiemto jednak moja wielka miłość do Edwarda Nortona na zawsze każe mi patrzeć na ten film z dużym sentymentem. To chyba jest ostatni film o super bohaterach który obejrzałam zanim zaczęłam pisać bloga.
Iron Man 2 – Doskonale pamiętam, że kiedy wychodziłam z kina byłam tym filmem zachwycona. Ach jak się życie i gust człowieka zmienia. Drugi Iron Man był filmem w którym wszystkiego musiało być więcej, a jednocześnie – oglądając film miało się powoli poczucie, że jakby drugie części przestają być kontynuacjami na siłę, stają się elementem większej całości. Obecny w centrum konflikt – a właściwie podwójny konflikt całkiem przypadł mi do gustu. A już wizja, że zbroja nie jest dobra dla zdrowia Tony’ego zawsze wydawała mi się ciekawym wprowadzeniem tego wątku kosztów superbohaterstwa. Inna sprawa, to były czasy kiedy mogłam obejrzeć każdy film z RDJ i być zadowolona z przyczyn czysto estetycznych. Ostatecznie po latach mój największy zarzut do filmu jest taki, że okazał się takim zwykłym filmem o super bohaterze, filmem o którego istnieniu można szybko zapomnieć bez szkody dla nikogo. Trochę szkoda, że Mickey Rouke jest w tym filmie tak słabo wykorzystany – to było takie okno kiedy wydawało się, że wróci na stałe do kinematografii ale po kilku rolach Hollywood nadal nie ma na niego pomysłu. Z drugiej strony Iron Man 2 to film, który nie umiał dobrze wykorzystać Sama Rockwella więc może nie ma się co dziwić.
Thor: The Dark Word – druga część Thora jest tak nisko na liście głównie dlatego, że próbuję zachować pozory, pozorów obiektywizmu. Obiektywnie to jest słaby film – zły jest tak żaden i tak nieobecny że właściwie można zapomnieć, że w ogóle jest w filmie. Metro z centrum Londynu dojeżdża do Greenwich po trzech przystankach. Ale jednocześnie, nic nie poradzę, że to jest film który lubię. Lubię za bardzo emocjonalny i dowcipny początek filmu – gdzie mamy Lokiego i Thora. Lubię za te trzy minuty kiedy myślałam że Loki nie żyje i to byłoby naprawdę coś co się kroiło dla tej postaci. Lubię za samego Thora który wciąż ma w sobie mnóstwo uroku. A jednocześnie – to jest przykład że Marvelowi zdarzają się takie filmy gdzie wszyscy bohaterowie są całkiem mili i fajni i ładnie ale nijak nie udaje się nakreślić ciekawego i angażującego konfliktu. Osobiście mam wrażenie, że w Thorze 2 całe te mroczne elfy były najmniej potrzebne i dałoby się je zastąpić – w sumie czymkolwiek. Nie mniej podtrzymuję zdanie, że drugi Thor to nie jest tak zły film jak niektórzy twierdzą. Naprawdę oferował swego czasu miły seans.
Iron Man 3 – Trzeciego Iron mana widziałam trzy razy w przeciągu kilku tygodni – jeden raz w IMAX. Ogólnie uważam że to jest naprawdę poprawny film który ma dobre momenty. Jak np. Fakt że wydarzenia z Avengers odbiły się na stanie psychicznym Tony’ego, coś co moim zdaniem było fenomenalnym dodatkiem do takich w sumie lekkich opowieściach o super bohaterach. Osobiście jestem pod wrażeniem tego co udało się zrobić film w którym jest jakikolwiek suspens – coś co niekoniecznie wychodzi w przypadku produkcji super bohaterskich. Co mi przeszkadza – wciąż mam wrażenie, że scenarzyści nie za bardzo wiedzieli jak napisać związek Tony’ego i Pepper tak by był w nim konflikt a jednocześnie – nadziej na przyszłość. Ostatecznie jest sporo scen które wydają się trochę bez sensu. Całe Extremist które pojawia się w produkcji wydaje się takim koniecznym ukłonem w stronę komiksów ale jednocześnie – też nie mam wrażenia by ktokolwiek chciał ciągnąć ten wątek, czego nie lubię bo chcę żeby te filmy szły do przodu a nie tuptały w miejscu. Trochę mi żal tego jak słabo została w sumie wykorzystana Rebecca Hall, doskonała aktorka która często w amerykańskich filmach nie umie się za bardzo odnaleźć. Ostatecznie sam film wspominam miło, choć dziś myślę o nim jako o produkcji która miała więcej niedoskonałości niż trafionych momentów.
Iron Man – Pamiętam jak dziś jaki to był szok dla wszystkich kiedy Iron Man okazał się niesamowitym hitem. To było na długo przed tym jak RDJ był najlepiej opłacanym aktorem w Hollywood i wciąż jeszcze kojarzył się przede wszystkim z aresztowaniem i problemami z narkotykami. Co więcej – nawet Zwierz musiał się wtedy do edukować kim dokładnie jest Iron Man i jakie ma miejsce w uniwersum Marvela. Sieć zasypały artykuły o fenomenie produkcji która jednak uważana była wówczas za pewne ryzyko. Ale ryzyko które się udało. Dziś Iron Man nie robi już takiego wrażenia jak kiedyś. Tak Tony Stark nadal jest chyba najlepiej obsadzoną postacią w historii Marvela (tzn RDJ jest Tonym) ale sama akcja jest bardzo prosta czy wręcz schematyczna. Po latach Iron Man zaczął trochę nużyć – zwłaszcza że opiera się na tak niesamowicie klasycznym układzie i konstrukcji prowadzenia fabuły. Wciąż jednak broni się pierwsze pół godziny, które niezmiennie ogląda się z przyjemnością bo to rzeczywiście doskonałe wprowadzenie w świat i prezentacja charakteru bohatera. Być może na moją ocenę Iron Mana wpływa też fakt że widziałam go bardzo wiele razy i niestety te filmy tak mają – im więcej razy je oglądasz tym więcej wad widzisz.
Guardians of The Galaxy – Mój problem ze Strażnikami Galaktyki jest taki – nie przepadam za głównym bohaterem czyli Star-Lordem. Czy to wynik mojej irracjonalnej niechęci do Chrisa Pratta czy bohater jest zbyt “chłopacki” trudno powiedzieć. W każdym razie – nigdy za nim nie przepadałam. Film trochę jak drugi Thor cierpi na problem z dobrze napisanym złolem. Pomalowanie Lee Pace’a na niebiesko to jeszcze mało by stworzyć postać której będziemy się naprawdę bać. Nie mniej Strażnicy to rzeczywiście było co innego. Inny świat, inne spojrzenie na postacie, mnóstwo kolorów i doskonała ścieżka dźwiękowa. Osobiście nie jestem skłonna wracać do filmu ale muszę go umieścić wyżej na liście ze względu na to, że to pierwszy film Marvela na którym płakałam. Płakałam bo Szop żegnał się z wielkim mówiącym drzewem. I nie było bardziej poruszającej sceny w historii Marvela niż ta. Ogólnie uważam że Bradley Cooper powinien dostać nagrodę za stworzenie najbardziej poruszającej roli szopa w historii kina.
Capitan America: The First Avenger – nie lubię tego filmu. Mimo uroczego uśmiechu Chrisa Evansa, mimo Peggy Carter, mimo tej stylistyki retro – nie lubię. Dlaczego? Po pierwsze trochę mi przeszkadza to że choć film z jednej strony dystansuje się do wojennej propagandy z drugiej – ląduje niebezpiecznie blisko opowieści propagandowej. Druga sprawa to ci nieszczęśni filmowi naziści (a właściwie hydryści) – zawsze mam z nimi problem bo niby są straszni ale tak naprawdę ich wszelkie filmowe działania w filmach takich jak Indiana Jones czy Kapitan Ameryka zamieniają coś realnego i naprawdę niebezpiecznego w taką nomen omen komiksową narrację. Mam z tym problem choć rozumiem na jakiej zasadzie funkcjonuje ten trop. Na koniec mam problem z tym jak bardzo pierwszy Kapitan Ameryka jest w istocie trailerem do kolejnych filmów – wprowadza co musi wprowadzić, żeby można było nakręcić Avengers ale jako film sam w sobie moim zdaniem broni się słabo. To chyba był pierwszy raz kiedy siedząc na filmie na podstawie komiksu Marvela miałam wrażenie, że to najdroższy trailer jaki zrealizowano.
Marvel’s The Avengers – nie pamiętam by jakikolwiek inny film Marvela wywołał we mnie taki entuzjazm podczas pierwszego oglądania. To Avengers a nie Thor sprawili, że Loki stał się pewnym fenomenem MCU – postacią drugoplanową która wysforowała się na pierwszy plan. Poza tym nigdy nie zapomnę tego uczucia triumfu kiedy w końcu okazało się, że znaleziono istotnie idealnego aktora do zagrania Hulka – bo Mark Ruffalo jest idealnym Bannerem. Poza tym – cóż to był ten moment kiedy czuło się entuzjazm wynikającym z samego faktu, że kilkoro bohaterów z zupełnie różnych filmów jest jednocześnie w tym samym filmie. Poza tym do dziś zastanawiam się co właściwie stało się w Budapeszcie i myślę, że takie budowanie niedopowiedzianej przeszłości bohaterów było jednym z bardziej uroczych elementów produkcji. Poza tym wciąż mnie bawią sceny z tego filmu, wciąż uważam że Hawkeye powinien dostać własną produkcję i do dziś widzę, że to frazy z tej produkcji najczęściej się cytuje. A czy to film dobry? No niestety – im więcej się nad nim myśli i więcej ogląda tym bardziej widać, że jest w nim więcej dziur narracyjnych niż w szwajcarskim serze. Ale to był jeszcze taki moment kiedy można było przymknąć na to oko i doskonale się bawić. Co prawda po kilku powtórkach nie dało się już tak dobrze bawić jak za pierwszym razem ale miłe wspomnienie zostało.
Ant-Man – moim zdaniem to film który podpowiada Marvelowi co robić kiedy już spotka wszystkich bohaterów w jednym filmie i zakończy wszystko wybuchem z przytupem. Otóż Ant-Man jest produkcją mniejszą, kameralną, w dużym stopniu rozgrywającą się na marginesie opowieści o ratowaniu świata. Osobiście bardzo mi się to podoba – zwłaszcza, że nie trudno było mi polubić głównego bohatera i co więcej – umieścić go w jakichś realiach społecznych (cudowny opis tego jak trudno dostać pracę po więzieniu) i rodzinnych (podobał mi się wątek nowego męża byłej żony – poprowadzony trochę inaczej niż zupełnie stereotypowo). Ostatecznie Ant-Man był przede wszystkim filmem przyjemnym, sprawnie zrealizowanym i choć korzystającym ze schematu kina o super bohaterach to bliski także historii o uroczym złodzieju i skomplikowanym planie napadu. Co więcej, nawet oglądany po raz drugi czy trzeci niekoniecznie stracił na atrakcyjności. Ostatecznie pójście w stronę bardziej kameralnej opowieści zdecydowanie wyszło na zdrowie opowieści. I takich filmów chciałoby się więcej.
Spider- Man: Homecoming – do trzech razy sztuka. Tym razem udało się obsadzić Spider-mana perfekcyjnie (choć nadal uważam że Andrew Garfield był bardzo dobrą decyzją obsadową – szkoda że drugi film był tak fatalny) i przede wszystkim – uciec od tego koszmarnego zaklętego kręgu konfrontowania Spider-Mana z coraz bardziej idiotycznymi przeciwnikami. Tu przeciwnik ma słuszne motywacje (i gra go Michael Keaton co zawsze jets plusem) i nie jest zupełnie idiotyczny. Do tego nie rozegrano wielkiego romansu ani z Gwen ani z Mary Jane więc nie ograno po raz trzeci tej samej historii. I tak wyszła miła opowieść o nastolatku który bardzo chce pomagać innym, choć nie jest to proste, i lubi razem ze swoim przyjacielem składać Gwiazdę Śmierci z Lego. No jak go nie lubić. Plus fajnie wprowadzony Tony Stark jako być może najgorszy mentor w historii mentorów którym wydaje się, że są dla swoich podopiecznych niczym ojcowie. Wyszedł film przyjemny, lekki i wyrywający się ze schematu opowieści o początkach bohatera. Nie ukrywam moim zdaniem film byłby lepszy gdyby został w całości nakręcony tak jak pierwsze sceny – jako relacja wykonana telefonem komórkowym. To byłoby wielkie ryzyko ale efekt mógłby przekroczyć najśmielsze oczekiwania.
Doctor Strange – nie będę was czarować czy “oszukiwać” dla mnie ten film jest przede wszystkim ciekawy ze względu na dwa elementy. Po pierwsze – ze względu na obsadę, po drugie ze względu na pelerynkę. Ale tak serio, to Zwierz uwielbia obsadę tego filmu – wygląda jak ogólnoświatowy kongres kosmitów którzy nieudolnie udają ludzi (serio Benedict, Tilda, Mads ogarnijcie się – ludzie tak nie wygadają! ;). Co nie zmienia faktu, że po prostu dobre aktorstwo sprawia, że film się dobrze ogląda, zwłaszcza jeśli dodamy nieco inne i naprawdę ciekawe wizualnie efekty specjalne. Do tego jasne to jest klasyczna historia o początkach bohatera ale jest w niej sporo humoru, i momentów których niekoniecznie się spodziewamy. Inna sprawa – Zwierz zawsze będzie zachwycony tym jak ostatecznie wielki konflikt nie kończy się widowiskowym mordobiciem. Widowiskowe mordobicia zrobiły się nudne. Inna sprawa – pod względem estetycznym to był taki dobry krok w stronę tego by filmy jednak wizualnie się od siebie różniły i miały własny styl. No i Zwierz jest szczęśliwy że Benedict i jego niepokorna peleryna są w wielkim świecie MCU bo to naprawdę był dobry dodatek. Tylko szkoda że jednak nie przetłumaczono na polski tytułu jako Doktor Dziwago. To był taki genialny pomysł.
Capitan America: Civil War – żeby było jasne – oceniam ten film bardzo wysoko. Przede wszystkim za stworzenie sytuacji konfliktowej która rzeczywiście uniemożliwia znalezienie prostego rozwiązania, nawet jeśli bohaterowie próbują ją rozwiązać zgodnie ze starą zasadą – mordobiciem, to okazuje się że tego konfliktu nie da się rozwiązać waleniem się po łbie. Pewnych rzeczy nie można załatwić pięściami. Inna sprawa, to rozwinięcie wątku Zimowego Żołnierza -postać która teoretycznie miała być kluczowa w poprzedniej odsłonie Kapitana Ameryki, ale dopiero tu zaczynamy rozumieć jak jest ważna. Do tego jeszcze dobre i pozbawione zbędnych wstępów wprowadzenie Czarnej Pantery. Ale przede wszystkim – doskonale napisany konflikt pomiędzy Tonym Starkiem a Kapitanem. Jest tam scena w której Robert Downey Jr. udowadnia dlaczego jest uważany za dobrego aktora – kiedy jednym zdaniem pokazuje dlaczego konflikt pomiędzy nim a Rogeresem jest nie do rozwiązania. Serio to naprawdę doskonały film. Moim zdaniem – jeden z najlepiej pokazujących, że filmy super bohaterskie mają potencjał by tworzyć konflikty dużo głębsze i poważniejsze niż tylko “wielki zły z kosmosu chce podbić ziemię”. No i jeszcze jedna ważna rzecz, to tak naprawdę jedyny jak na razie film o super bohaterach który właściwie nie kończy się dobrze. A właściwie kończy się bardzo smutno i źle. Więc chociażby za to duży plus.
Black Panther – film fenomen. Być może – najważniejszy film super bohaterki – pod względem tego jak zmienił dla wielu widzów i producentów sposób myślenia o branży. Doskonale osadzony w wykreowanym przez siebie świecie. Zasiedlony przez dobrze napisane i zagrane postacie – szczególnie kobiece. Wyciągający opowieść o bohaterach ze Stanów i przenoszący je do miejsca dla widzów bardziej egzotycznego niż kosmos – do rozwiniętej Afryki. Trudno nie dostrzec jak bardzo Czarna Pantera stała się czymś więcej niż filmem jak bardzo ożywiła widownię, która czuła się wcześniej ignorowana. Jednocześnie to dobra fabuła która bardziej niż wokół problemów super bohaterów kręci się wokół problemów władców, stawiając w centrum niemal Szekspirowski dramat opierający się na różnych wizjach władzy i powinności króla. Do tego film oferuje nieco inny wizualnie świat niż ten do którego jesteśmy przyzwyczajeni i dokłada się do dyskusji na temat tego czy można utrzymywać bogactwo narodu kosztem cierpienia tych którzy są tuż obok. Doskonała, inna produkcja, która zrobiła dla reprezentacji więcej niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
Thor: Ragnarok – cudowna, psychodeliczna, szalona jazda bez trzymanki. Dowód na to, że nic nie robi lepiej super bohaterom niż poczucie humoru i postawienie na odrobinę dobrej zabawy i szaleństwa. Tikka Waitit udowodnił, że reżyser absolutnie nie musi porzucać swojego poczucia humoru (niezależnie od tego jak dziwne by było) i poczucia estetyki za drzwiami. Wręcz przeciwnie – im więcej siebie wnosi do filmu tym lepszą zabawę funduje widzom. Inna sprawa KONIECZNIE kupicie Blu ray z tym filmem – komentarz reżysera jest fenomenalny. W każdym razie Thor Ragnarok pozwolił wymyślić Thora na nowo, dał Chrisowi Hemsworthowi mnóstwo radochy z odkrywania Thora na nowo, a nam wszystkim przypomniał, że każdy film robi się odrobinę lepszy jeśli zaangażuje się do niego Jeffa Goldbluma. Niezależnie od tego czy Hela jest dobrym przeciwnikiem dla Thora, i czy film ma tylko pozory jakiejś głębszej myśli, zwierz nie pamięta kiedy tak doskonale bawił się na filmie i był tak zachwycony zmianą w zachowaniu bohatera. Plus – to wreszcie film który zupełnie zmienia ustalone wcześniej status quo. I oto Zwierzowi zawsze chodzi – by filmy jednak sprawiały, że są jakiejś konsekwencje a nie tylko pokazywały nam w kółko tą samą historię w niezmiennym świecie.
Thor – To chyba najbardziej Zwierzowy wybór na tej liście. Ale szczery. Nie chodzi tylko o to, że pierwszego Thora nakręcił Kenneth Branagh – filmowa miłość życia Zwierza. To wciąż jest fenomenalny film pod wieloma względami. Po pierwsze – udało się w sposób naturalny wprowadzić kosmiczny wymiar Marvela – coś co mogło się wydawać dziwne i nie przystające do wcześniejszych historii “weszło” bardzo dobrze. Po drugie – casting. Do końca swych dni Zwierz będzie dziękował niebiosom że Branagh dostał wolną rękę przy castingu więc po pierwsze – obsada jest dużo bardziej zróżnicowana niż wskazywałby sam komiks (wyobrażacie sobie Thora bez Idrisa Elby? Ja już nie) a po drugie – zaangażowano dwóch właściwie nie znanych szerzej aktorów. Hemstworth okazał się tak dobrym Thorem że do dziś trudno uwierzyć, że dało się zrobić taki casting. Z kolei Hiddleston pewnie jeszcze przez wiele lat grałby drugoplanowe role w brytyjskich serialach (stąd przecież się znali z Branaghem) zanim ktoś by dostrzegł, że on się idealnie nadaje jako produkt eksportowy. Po trzecie – do mnie przemawiają te wszystkie Szekspirowskie wątki zwłaszcza doskonała scena konfrontacji Odyna z Lokim. Ostatecznie ten film ma w moim sercu specjalne miejsce i po prostu uważam że (mimo słabszej końcówki) jest naprawdę świetny.
Capitan America: The Winter Soldier -na pierwszym miejscu film który mim zdaniem podniósł opowieści o super bohaterach o dwa stopnie wyżej. Ale zanim o tym – powiedzmy sobie największym plusem drugiego Kapitana Ameryki była zmiana status quo – wprowadzenie współczesnej Hydry, infiltracja SHIELD – to wszystko zmieniło pewien układ do którego widzowie się przyzwyczaili. I to było własnie najlepsze – bo świat zaczął się zmieniać, właściwie od tego momentu nie sposób było nie oglądać wszystkich filmów przynajmniej z tej ziemskiej linii opowieści – bo można było już nie zrozumieć o co chodzi. Poza tym, w komiksach wszystko zmienia się non stop (pozostając do pewnego tylko stopnia niezmienne) więc miło było zobaczyć coś podobnego w filmie. Kolejna sprawa to samo przesłanie filmu – pokazanie jak łatwo ludzie pozbywają się wolności w obliczu strachu, niebezpieczeństwo ograniczania praw obywatelskich w imię powstrzymania terroryzmu. Do tego jeszcze główny bohater zdradzony przez ideały którym służył. Całość układa się bardziej jak film szpiegowski niż typowa opowieść o super bohaterach. I jest w niej sporo współczesnych lęków przemyśleń na temat polityki – zwłaszcza tej amerykańskiej. Zwierzowi dodatkowo spodobała się tworząca się w filmie więź pomiędzy Kapitanem Ameryką i Czarną Wdową – jakoś wcześniej Zwierz nie zauważył jak dobrze te dwie postacie ze sobą współpracują. Do tego Zdaniem Zwierza dopiero w tym filmie Chris Evans znalazł swój pomysł na to jaki ma być Kapitan i trzeba przyznać – udało mu się stworzyć niesamowicie szczerą postać. Taką która z każdym kolejnym filmem robi się coraz ciekawsza. Zwierz ma zresztą wrażenie, że Marvel wciąż stara się dogonić tego drugiego Kapitana Amerykę i czasem jest bliżej – jak w przypadku Civil War – czasem dalej. Ale ogólnie powiem tak – w ostatecznym rozrachunku MCU w wydaniu braci Russo wygrał z MCU w wydaniu Whedona. I dobrze.
Tak wygląda moja lista – przy każdym tytule jest link do recenzji, które Zwierz pisał u siebie na blogu też po premierze. Czasem są bardziej, czasem mniej pochlebne niż to co Zwierz napisał później. Dziś część z nich czytam sama z lekkim rozbawieniem i zażenowaniem. Ale z drugiej strony – to fajne podsumowanie zmian jakie zaszły na blogu przez te wszystkie lata. Niestety nie jestem w stanie znaleźć recenzji pierwszego Iron Mana – istnieje możliwość, że wtedy jeszcze nie recenzowałam na blogu wszystkiego. Nie ma też recenzji Incredible Hulk – ponownie – data pojawienia się tych filmów trochę wyprzedza pojawienie się bloga. Pozostałe recenzje zostawiłam właściwie niezmiennie – w kilku dodałam ilustracje. Wyrzuciłam kilka Hej. W jednej czy dwóch zmieniłam sformułowanie którego dziś pewnie bym nie użyła, ale to kosmetyczne poprawki – nie zmieniałam opinii o filmie, nawet jeśli dziś jest juz zupełnie inna.
Robiąc to podsumowanie zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę w niemal każdym filmie Marvela mam jakąś moją ulubioną scenę, zwykle jest to przebłysk tego nie super bohaterskiego świata – świata emocji, strachu i poczucia zagubienia. Bo po tych dziesięciu latach oglądania filmów o super bohaterach mogę wam powiedzieć, że nie mam wątpliwości że najbardziej lubię ich wtedy kiedy nie są tacy bardzo super – a właściwie wtedy kiedy są ludzcy zagubieni i trochę przestraszeni. I to może sprawia że czasem najbardziej lubię te momenty kiedy nikt chwilowo nie ratuje świata i można przez chwilę pod maską i peleryną zobaczyć człowieka.
Ps: Zwierz oczywiście zachęca was do rozmowy i podejrzewa, że macie różne – często zupełnie inne niż Zwierz typy, nie mniej zanim zaczniemy rozmawiać – pamiętajcie o tym co Zwierz pisał we wstępie. Każdy kto napisze Zwierzowi, że się myli dostanie karnego jerzyka. Bo pisząc o swoich osobistych preferencjach nie można się mylić.